Od jakiegoś czasu nosiło mnie po prostu, żeby zmajstrować jakąś lampkę, jako , że miłośniczką lampeczek różnorakich jestem od dawien dawna...Najpierw kombinowałam lampkę z pewnej "skamieliny" muszli, która robi w mojej łazience za stojak na szczotki i grzebienie, bo taka właśnie urzekła mnie w gabinecie Erica Forrestera ( jeśli ktoś wie co to "Moda na sukces", wie kto to Eric Forrester i być może wie o jaką lampkę chodzi). Ale nie o tym miało być,dumałam i dumałam i w końcu wczorajszego ranka ,przecierając blaty kuchenne, chwyciłam w ręce butelkę w kształcie wieży Eiffla, którą dostałam jakiś czas temu od mojej koleżanki Bożenki, która to wie, bo mnie zna, że śladów Paryża w moim domku nigdy za wiele. Butelka po nalewce, u mnie była na sok ale upały ostatnich tygodni sprawiły, że sok raczej stoi w lodówce a ta butelka ma do tego po pierwsze zbyt pokaźne rozmiary a po drugie, żal mi było ją schować.
To był moment i już widziałam oczyma wyobraźni tę lampeczkę na mojej komodzie !!! "Wtyknęłam" więc w ową butlę kawałek rurki z obsadką IKEOWEJ starej lampki, pożyczyłam na chwilkę klosik od żyrandola i zaczęłam działać !
W zasadzie obsadka ,kable ,rurki, przełączniki , wszystko to miałam od różnorakich lampek innych nazbierane, które to dokończyły swego żywota jako lampki, stały się świecznikami czy innymi ozdobami.
Nie miałam jednego - dziury w butli , którą miał wyjść kabelek. Ponieważ kiedyś robiłam dziury w szkle u Pana szklarza ale że kosztowało mnie to chyba 10 zł , postanowiłam zaopatrzyć się w wiertło do szkła i płytek z LM i zrobić sobie dziurę SAMA.
Tak też zrobiłam. Wiercenie w szkle to była dla mnie nowość i początkowo myślałam, że to wyrzucone w błoto 17 zł za wiertło ale się nie poddałam. Z pomocą mojej cierpliwej ponad wszystko drugiej połówki, po 20 dobrych minutach naporu z naszej strony, ukazał się OTWÓR !
To już był duży sukces :) teraz przeciąganie kabelka między górną i dolną dziurką, tu pomógł drut oraz sklejone z wkrętakiem szydełko. No i udało się.
Dziś od rana wycieczka do LM i wybór klosika. Zakupiłam sztuk 3, ponieważ jak to ja , zdecydować od razu się nie mogłam, ale chyba zostanie TAK
No nie byłabym sobą, gdybym nie dodała do wersji sklepowej choć odrobiny koronki, czy kokardki :)
Co myślicie ? jest OK ?
A ponieważ miejsca w domku mam tyle ile mam, jedna z lampek jest na sprzedaż, gdyby ktoś był zainteresowany, wystawiłam ją w mojej Galerii (klik)
Tyle o lampiszonach.
Poza tym, szukając z koleżanką dywanu do jej salonu, zakochałam się w wykładzinie. Tak, bardzo lubię wykładziny i tapety i choć niektórym wydają się i jedne i drugie "przeżytkami", ja je bardzo lubię, na pewno nie maja nic wspólnego z dawnymi papierami kładzionym na ściany ani ze sztywnym linoleum z czasów PRL-u. Ponieważ stopniowo, małymi kroczkami udało mi się wyeliminować z mojej kuchni zieleń, nadal, równie pomalutku eliminuję - żółć. Jednak sen z oczu spędzała mi podłoga - duże ŻÓŁTE kafle. Gdy ujrzałam więc tę wykładzinę, nie myślałam zbyt długo i po kilku dniach już męczyłam się z siostrą by ją jakoś upakować na mojej kuchennej podłodze. A teraz się oswajam, czasem myśląc, że stąpam po niesprzątniętym papierze do decoupage. Ale jest fajnie, byle wytrzymała czas syna studiów, przez który zapewne kuchnia większego remontu się nie doczeka...
Myślę, że do moich szafek udających dąb bielony, malowanego na biało stołu, cafe latte na ścianach i paskach kubeczkowej tapety jest OK :)
W związku z tym zapraszam do kuchni moją ukochaną czerwień :) Nabyłam już pierwszy zakup emaliowany, czerwony dzbanek . I mam do was prośbę, jeśli macie jakieś namiary na sklepiki internetowe z fajnymi kubeczkami w czerwieniach, mogą być kropeczki, paseczki, kwiateczki to BARDZO BARDZO proszę piszcie.
Pozdrawiam i znikam czyścić dalej krzesło i malować półkę, ale "o tem - potem" :)