Tak ,właśnie TO mnie dopada , powoli ale skutecznie...
Króciutko,dziecię me wyfruwa dziś z naszego gniazda, czerpać wiedzę (podobno).
Zrobiłam moim studentom, ponieważ zamieszkali "na wynajętym" w sześcioro, w zasadzie w sześciu, stolik,stary ale odnowiony IKEOWY LACK ,tak, żeby im życie bezmyślnie między palcami nie przelatywało...
i zegar, żeby jednak pamiętali,że ...
Do miłego...bo się całkiem rozkleję..........
Oj ja na szczęście mam jeszcze trochę czasu na opuszczone gniazdo
OdpowiedzUsuńDasz radę!!! A przez Twoje dzieła dziecię będzie pamiętało o Tobie codziennie:)
OdpowiedzUsuńZnam ten syndrom. Przerabiam go już od sześciu lat i nigdy do końca nie przechodzi ale z czasem się przyzwyczaiłam. Teraz mam problem z cierpliwością gdy jest pełna chata. Stolik bardzo mi się podoba. Pozdrawiam i trzymaj się.
OdpowiedzUsuńPodpisuje się pod słowami Lili- do końca nigdy syndrom nie mija, a pełna chata po latach ciszy potrafi nerwy nadszarpnąć :) Ale i tak ilekroć wyjeżdża córcia lub ja wracam od niej łęzka się kręci i tak jakoś dziwnie nogi się miękkie robią :) Pozdrawiam cieplutko, a zegar i stolik cudowne!
OdpowiedzUsuń